Trudne rozmowy z dzieciakami są i będą trudne tylko dla nas. Dzieciak słuchając naszego wykładu o dojrzewaniu, sprawach kobiecych i tych innych tematach tabu najwyżej szeroko otworzy buzie , my będziemy za to się składać i zawijać w pętelkę, żeby nie powiedzieć za dużo, ale wystarczająco dużo żeby wyczerpać temat. Mimo, że nie jest łatwo nie można ich unikać, bo skądś tą wiedzę muszą czerpać. Najlepiej żebyśmy, to my rodzice byli źródłem ich wiedzy o kwiatkach, zapylaniu, skrzydełkach, gumach, nie tylko tych do żucia itd.
Ja z moją młoda zawsze starałam się rozmawiać o tych sprawach, na tyle na ile potrafiłam jej to przekazać. Cieszyłam się, że to ode mnie słyszy dzidziusiach, których bocian nie przynosi. Cieszyłam się, że potrafię jej opowiedzieć o wszystkim. Byłam z siebie dumna jak cholera. Nie raz jednak z takich rozmów rodziły się dziwne sytuacje, w których to właśnie rodzic dostaje w kość.
Dawno, dawno temu, za górami, za …..
Przyszła Młoda ( wtedy młodziutka, maleństwo z mleczakami) z propozycją zabawy. Jak potrafi męczyć takie młode wie tylko matka. Nie da się opisać tych jęków błagalnych. " Mamusiuuuuuuuu!"
Ja leżę zwinięta w kulkę, zwijam się z bólu – wiadomo, te dni. Ta jęczy. Mówię, że „Mamusie boli brzuszek, nie może się z nią pobawić”. Nie ma opcji, żeby dała mi spokój „ aaaa dlacego” Olśniło mnie! Będzie poważna rozmowa na temat spraw kobiecych, tak to już pora żeby wiedziała, że czasem matka ma takie dni, w których nie będzie skakać z nią za piłką. Załatwię sobie spokój, chociaż na chwilkę. Yes , ten mój geniusz! Poszło wyjaśnienie: „ Mamusie boli brzuszek, bo ma menstruacje” Oczy jak pięć złoty i pytanie co to jest takiego, czy nie umrę.
„Menstruacja, to takie dni, w których mamę boli brzuszek, boli ja wszystko, jest zdenerwowana, nie można jej złościć, bo czuje się wtedy bardzo źle i trzeba jej trochę spokoju. Wszystkie panie tak mają, wtedy najlepiej mówić jej tylko miłe rzeczy i być grzecznym” Zadziałało! Poszła skakać z piłką sama. Yes!!! Zwycięstwo. Dostosowałam przekaz do jej wieku i jest efekt. Mogę leżeć i pachnieć.
Żeby nie było tak różowo, kilka tygodni później udaję się do przedszkola, zebranie rodziców, kolejne składki nie wiadomo na co i dlaczego tak dużo. Już na korytarzu Pani przedszkolanka wita mnie ogromnym uśmiechem, takim jakimś dziwnym uśmiechem. Nigdy takiej jej nie widziałam. Oho coś moja młoda przeskrobała. Na pytanie co się stało słyszę: „ M… prosiła, żeby nie skarżyć na nią, bo ma pani MENSTURBACJE i nie można Pani denerwować” Chyba nawet określenie typu: „spalić buraka” nie pasuje, żeby opisać wyraz mojej twarzy, jak to usłyszałam. Nie ma co odniosłam sukces wychowawczy. Wiedza, którą przekazałam młodej właśnie dała piękny owoc.
Dziś się z tego śmieje, ale wtedy….
Dziś już etapy trudnych rozmów mamy za sobą, trudniejsze jeszcze przed nami. Damy radę! wierzę, ze ja dam radę, bo jak nie ja to kto?
PS. Czasem warto kolekcjonować i takie wspomnienia, a potem opowiadać o nich wnukom lub właśnie opisywać na blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz