środa, 17 września 2014

Gumki

Szybka akcja, szybki post.
Moje młode jakieś 15 minut temu skończyło 13 lat. Łaaa czuje się staro. Nie o urodzinach jednak będzie. 

Wracam do domu. Młoda z radością opowiada ile to życzeń dostała na Facebooku,  SMS i telefonicznych. Tych, co mieli na tyle czasu, żeby zadzwonić z życzeniami zaczyna wymieniać:
"Ciocia Józia, wujek Michał,  dziadek,  babcia ..." Lista nie ma końca.  Pada imię kolegi z podstawówki,  jakoś tak mi się rzuciło na uszy.

Pytam z uśmiechem: "Antek też zadzwonił, oooo"
Ta już wyczuła podstęp i moją dociekliwość i zaczyna  się tłumaczyć:
"To tak przy okazji, bo pytał czy mu w końcu zrobiłam bransoletkę z gumek"
"Aaa nie zrobiłaś
"No nie, bo gumki mi się kończą.  Musisz mi mamuś kupić nowe"
Nie ma to jak porada Empatii:
"Jak teraz zadzwoni, to mu powiedz: Antoś kup mi gumki, to Ci zrobię co chcesz"
Poległam ehh
Ten jej błysk w oku i dziwny uśmieszek na buzi dał mi do zrozumienia,  że mi Młode dorasta. 

PS. Imię kolegi zostało zmienione.

poniedziałek, 1 września 2014

Łyżeczka

Wstawaj śpiochu. Dziś idziesz pierwszy raz do nowej szkoły, nie możesz się spóźnić”
„ Mamo gimbaza to nie szkoła. Gimbaza to gimbaza” - tak rozpoczął się  rok szkolny 2014/2015.

Tak rozpoczął się dzisiejszy poranek.  Nie trzeba wyjaśniać jaki stres towarzyszy Młodej przy pierwszym dniu w nowej szkole, która jest obca, w której nikogo nie zna, która kojarzy się z całym złem wśród młodzieży, bo to gimbaza*.

Przeżywanie zaczęło się jakiś tydzień przed zakończeniem wakacji. Lamentom nie było końca. Moje próby podbudowania jej i przekonania, że będzie fajnie, pozna nowych ludzi kończyły się jeszcze większym lamentem.  Tydzień jęczenia, stękania i ubolewania nad swoim losem. Wytrzymałam tydzień, każdy lęk i obawę starałam się odgonić i przekonać, że będzie świetnie, bo pozna nowych ludzi, zawrze nowe przyjaźnie, będzie dobrze. Zagryzałam zęby, żeby to wytrzymać i okazać wyrozumiałość, zrozumienie i „morze matczynej troski”. Przytulania nie było końca.  

Poszła,  wróciła cała i zdrowa z uśmiechem przepełnionym dumą z samej siebie. Gimbaza nie okazała się paszczą lwa, przynajmniej w tym pierwszym dniu.

 Tyle emocji, a mi się zebrało na wspomnienia, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że Młoda zawsze da sobie radę w każdej sytuacji.
 Oto jedno z nich:
Młoda lat 3, może 4 towarzyszyła mi w sklepie,  w którym dorabiałam, jako sprzedawca podczas studiów. Sklep na wsi,  pełno panów o śniadej cerze, z wyraźnymi brakami w uzębieniu i problemami natury logopedycznej :" ... ale o soo chodzi?". Jako dobry sprzedawca byłam w stanie przewidzieć, co taki Klient bedzie chciał kupić w momencie, gdy ten przekroczył próg sklepu. Dzięki tej umiejętności szanowny Klient nie musiał nadwyreżać swoich strun głosowych,  a ja nie musiałam wdychać siarki,  który wydobywał się z ust szanownego Klienta. Bleh.

Młoda, jako uroczy szkrab, zawsze zwracała uwagę na siebie swoją słodką buzią. 
Kategorycznie zabraniałam jej wdawać się w bliższe kontakty z Klientami o śniadej cerze. Rozmowa, uśmiech czy jakikolwiek gest malutkiej Młodej groził zwiększonym narażeniem na ten siarkowy oddech.
To się rozpisałam ...
Wspomnienie, już! 
Wchodzi taki siarkowy Klient, zauważył malutką,  3-letnią Młodą,  siedząca obok Empatii na krzesełku.
Los chciał,  że chciał zagadanąć do uroczej dziewczynki. Pomijam fakt, że był paskudny jak troll, cuchnacy jak troll, a może to był troll.
 " Cześć malutka, daj cześć,  ja jestem Widelec" - czy to ksywka czy nazwisko siarkowego trolla, do dziś mi nie wiadomo. 
Byłam przekonana, że moje słodkie maleństwo się trolla wystraszy i przybiegnie na "rąccki" do mamy.
Troll swoje: 
" Daj cześć,  jestem Widelec" - 
" Pan Widelec, a ja Łyzzeccka" - i uciekła. 

Ja już wiedziałam,  wiedziałam,  że moje słodkie maleństwo da sobie w życiu radę i żadna gimbaza jej nie złamie. 
Moja krew.