Wstawaj śpiochu. Dziś idziesz pierwszy raz do nowej szkoły,
nie możesz się spóźnić”
„ Mamo gimbaza to nie szkoła. Gimbaza to gimbaza” - tak rozpoczął się rok szkolny 2014/2015.
Tak rozpoczął się dzisiejszy poranek. Nie trzeba wyjaśniać jaki stres towarzyszy
Młodej przy pierwszym dniu w nowej szkole, która jest obca, w której nikogo nie
zna, która kojarzy się z całym złem wśród młodzieży, bo to gimbaza*.
Przeżywanie zaczęło się jakiś tydzień przed zakończeniem wakacji. Lamentom nie
było końca. Moje próby podbudowania jej i przekonania, że będzie fajnie, pozna
nowych ludzi kończyły się jeszcze większym lamentem. Tydzień jęczenia, stękania i ubolewania nad
swoim losem. Wytrzymałam tydzień, każdy lęk i obawę starałam się odgonić i
przekonać, że będzie świetnie, bo pozna nowych ludzi, zawrze nowe przyjaźnie,
będzie dobrze. Zagryzałam zęby, żeby to wytrzymać i okazać wyrozumiałość,
zrozumienie i „morze matczynej troski”. Przytulania nie było końca.
Poszła, wróciła cała i zdrowa z uśmiechem przepełnionym dumą z samej siebie. Gimbaza nie okazała się paszczą lwa, przynajmniej w tym pierwszym dniu.
Tyle emocji, a mi się zebrało na wspomnienia, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że Młoda zawsze da sobie radę w każdej sytuacji.
Młoda lat 3, może 4 towarzyszyła mi w sklepie, w którym dorabiałam, jako sprzedawca podczas studiów. Sklep na wsi, pełno panów o śniadej cerze, z wyraźnymi brakami w uzębieniu i problemami natury logopedycznej :" ... ale o soo chodzi?". Jako dobry sprzedawca byłam w stanie przewidzieć, co taki Klient bedzie chciał kupić w momencie, gdy ten przekroczył próg sklepu. Dzięki tej umiejętności szanowny Klient nie musiał nadwyreżać swoich strun głosowych, a ja nie musiałam wdychać siarki, który wydobywał się z ust szanownego Klienta. Bleh.
Młoda, jako uroczy szkrab, zawsze zwracała uwagę na siebie swoją słodką buzią.
Kategorycznie zabraniałam jej wdawać się w bliższe kontakty z Klientami o śniadej cerze. Rozmowa, uśmiech czy jakikolwiek gest malutkiej Młodej groził zwiększonym narażeniem na ten siarkowy oddech.
To się rozpisałam ...
Wspomnienie, już!
Wchodzi taki siarkowy Klient, zauważył malutką, 3-letnią Młodą, siedząca obok Empatii na krzesełku.
Los chciał, że chciał zagadanąć do uroczej dziewczynki. Pomijam fakt, że był paskudny jak troll, cuchnacy jak troll, a może to był troll.
" Cześć malutka, daj cześć, ja jestem Widelec" - czy to ksywka czy nazwisko siarkowego trolla, do dziś mi nie wiadomo.
Byłam przekonana, że moje słodkie maleństwo się trolla wystraszy i przybiegnie na "rąccki" do mamy.
Troll swoje:
" Daj cześć, jestem Widelec" -
" Pan Widelec, a ja Łyzzeccka" - i uciekła.
Ja już wiedziałam, wiedziałam, że moje słodkie maleństwo da sobie w życiu radę i żadna gimbaza jej nie złamie.
Moja krew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz