piątek, 25 lipca 2014

TADAM

Siedzi Czarownica z Czarownicą* przy Internetach. Przeglądają strony dotyczące pracy, szukają natchnienia, inspiracji. W jednym oknie Exel, w drugim jakieś CMS-y, projekty, makiety, niezliczona ilość otwartych kart w przeglądarce, Facebooki, fora internatowe, media i cały ten shit. Jakiś błysk, flash czy jakaś inna cholera, mały obrazek rzuca się jednej w oczy.



Szpilki, sexownie wyglądające na modelce szpilki. To nic, że żadna z Czarownic*,  ani jedna ani druga nie chodzi w szpilkach. Czarownice* przylatują do biura na miotle zazwyczaj lub próbują się maskować  i zostawiają miotły w domu, jedna przychodzi w trampkach, druga w adidasach, czasem jakieś baleriny czy coś w ten deseń, żeby jednak wpisać się w biurowy tłum. Jakiś taki niby styl casual. Czyli elegancja w wersji mini.


Szpilki zapisały się chyba  w niewyjaśniony sposób podprogowo w umysłach, zmysłach, piramidzie potrzeb Czarownic*, bo bez potrzeby, w wyniku jakiegoś niezrozumiałego impulsu otwierają stronę sklepu internetowego, gdzie sprzedają szpilki. eeee wróć, nie szpilki, czółenka. Oczy Czarownic* robią się większe, jakiś blask w nich widać, zachwyt, może to kurwiki. Rodzi się potrzeba nieuzasadniona niczym racjonalnym.

Chcemy szpilki! Racjonalne podejście próbuje się  jeszcze dobić do rozsądku Czarownic*. " Nie kupuj, po co Ci to? Nie będziesz w tym chodzić przecież!" Mimo braku jakiegokolwiek argumentu, który by przemawiał za zakupem szpilek, czółenek otwierają kolejną stronę i kolejną, każda przepełniona po brzegi szpilkami, na widok których zmysły i wyobraźnia Czarownic* działa na wysokich obrotach, chęć posiadania szpilek- czółenek zabija rozsądek, nawet debet na koncie im nie przeszkodzi, żeby zawrócić z tej drogi. „Do czego my to będziemy nosić”- rozsądek walczy, ale przegrywa, gdy jedna rzuca hasło: „Idziemy do centrum handlowego”
Poszły. Tylko kobieta, baba i czarownica* potrafi wyobrazić sobie jakie emocje potrafią towarzyszyć takiej wyprawie. Poszły i po 20 minutach wracają z miną jakby wygrały w Totka, co tam w Totka jakby dostały czarny pas w Karate. Duma, radość, podniecenie. Po 20 minutach wracają, każda z pudełkiem, w których znajdują się szpilki – czółenka. Po co, nie wiem, ale dla takiego samopoczucia, takiej ilości endorfin warto było. Szpilki pewnie trafią do szafy, bo czarownice lubią trampki, lubią adidasy, lubią latać na miotle. No cóż! Czarownice tak mają.

PS.Tak, drodzy Panowie – „Baby są jakieś dziwne”
Czarownice* - dwie niewiasty, których danych nie mogę ujawnić, bo grozi mi kopniak szpicem szpilki w cztery litery od jednej z nich, a tego moje cztery litery nie zniosą

wtorek, 15 lipca 2014

Oby poszło w cycki

D du..ach, a raczej w żołądkach, nam się poprzewracało ostatnio. Tak nam, mnie również, żeby nie było. Na myśli mam te wyrafinowane, orientalne, dziwaczne potrawy, które ostatnio można spotkać na naszych polskich stołach. Z różnych zakątków świata napływa wiedza o nowych kulturach, zwyczajach, a co za tym idzie o kuchni i smakołykach. Jemy coraz to dziwniejsze potrawy, których połowy składników nie jesteśmy w stanie nawet prawidłowo wymówić. Czy to dobrze?
Pewnie! Każdy powinien sięgać po wiedzę o kulturach, które jeszcze 15 lat temu mogliśmy oglądać tylko w National Geographic. Możemy i powinniśmy obcować z ludźmi, którzy są inni, niosą ze sobą inny styl życia, kulturę, sztukę, całe swoje jestestwo i oczywiście kuchnię. Co to będzie za kolejne 15 lat. Już widzę oczyma wyobraźni, jak damulki z tipsami będą w wielkim smakiem wcinać terminy w sosie własnym, które są przysmakiem wśród Afrykańskich plemion. Na specjalne okazje możemy się pokusić również o przepyszne mięsko. W Zambii na specjalne okazje podaje się myszy. Smacznego!

Powyższy wstęp miał pobudzić Waszą troskę, o to co mamy tu, in Poland. Wzbudzić wspomnienie o tym, czym karmiły nas nasze mamy, to co same jadły. Chleb, masełko, smalec, kluski, mleko, kasza, czasem trochę mięsiwa, wory ziemniaków i cała reszta, o której już zapomniałam, bo wolę np. greckie sałatki czy fasolę mung.


Udalo się? eeee nie ważne.

Wracając z pracy do domu, głodna jak wilk, zastanawiałam się czym uradować moje podniebienie.
Google.pl i blogi kulinarne podpowiadały potrawy, które zawierały te dziwaczne, nieznane mi składniki. W lodówce zastałam światło, więc mogłam liczyć tylko na swój geniusz i zrobić coś z niczego. I chyba wpadłam na genialny pomysł, pomysł zrealizowałam. Ten przejaw geniuszu, który zagościł na moim talerzyku wywołał miłe wspomnienia z dzieciństwa i zadumę. Uświadomiłam sobie, że ponad rok już nie wcinałam zwykłej kanapki z serem i miodem, która kiedyś była częstym gościem na moim stole. Bunia ( czyt. Mama Empatii) robiła przepyszne kanapki z miodem, chleb taki rumiany chrupiący i prawdziwe masło. Niebo w gębie. Nie będę Was zanudzać  moimi najbardziej ulubionymi potrawami z dzieciństwa, bo każdy pewnie ma takich mnóstwo. Chętnie o nich poczytam.
Ja się najadłam, a Wy jeżeli jesteście przed obiadkiem może skorzystacie z mojego „powrotu do dzieciństwa” i zrobicie sobie zwykłą kanapkę z serem i miodem.


Podaje przepis:
Składniki:
1)      Chleb – ja użyłam ciemnego pieczywa, jednej kromki
2)      Masło, bądź coś co masło przypomina
3)      Ser biały – twaróg – moja babcia robiła taki wlewając zważone, zsiadłe mleko w woreczek zrobiony                      pieluchy tetrowej
4)      Miodek – kocham spadziowy lub gryczany. Lekka goryczka przełamuje świetnie słodycz miodku


Wykonanie:
Kromkę chleba  posmaruj masełkiem, cienko, bo cholesterol i te inne, co nie pójdą w cycki. Na tak przygotowaną kromkę nakładamy twaróg, można go pokroić w plastry lub bachnąć kilka łyżeczek i przygnieść. Całość wykończyć łyżeczką, dwiema, a co będę sobie żałować, trzema łyżeczkami miodu.
Nie trzeba schładzać, nie trzeba odgrzewać, zapiekać, można od razu wcinać, a przy tym ukleić się miodem rozkosznie.

Smacznego!

PS. Macie jakieś swoje proste potrawy czy smaki z dzieciństwa?

piątek, 11 lipca 2014

Forever young

 " Bo ja za stara jestem, jak będziesz miała tyle lat do co ja" - takie słowa nie raz padają z ust naszych starszych kolegów i koleżanek. Obserwuje to wśród ludzi, z którymi mam przyjemność raz mniejsza, raz większą spędzić trochę czasu. Nie raz się słyszy od ludzi, że ja tego już tego nie zrobię w tym wieku. Zazwyczaj chodzi o aktywność fizyczną ( na jodze zasłyszałam), ale też w innych miejscach, jak sklep,  praca, sypialnia u niektórych. Po cholerę wszystko tłumaczyć wiekiem, nie rozumiem. Być może na razie nie rozumiem, bo nie jestem jeszcze „wiekowa”. Ludzie!!! Nie ma co tłumaczyć się wiekiem i od razu zakładać, że na stare lata, to już mi zostało pierdzieć w rajtuzy i wcinać kleik. Nie dajmy się metryce.

Moja idolka, cudowna Pani.
Możecie ją bliżej poznać tutaj:
http://instagram.com/grandmabetty33



Zaraz mi ktoś powie, a choroby na starość? A czy ja tu o chorobach? Choruje się i mając lat 15-cie. Jak się choruje, to się leczy i się wyleczy, albo nie.
Wkurza mnie to, że zasłaniamy się wiosnami na karku i nie kupimy sobie seledynowej kiecki ( tłumaczenie dla facetów: seledynowy- taki zielony jasny), bo nie wypada. Pierdzielić  wypadanie. Na starość, to nam zęby mogą wypaść co najwyżej.  Wkurza mnie, to że „ na stare lata” nie chcemy tak zwyczajnie cieszyć się tym, co się ma, zasłaniamy się wiekiem w każdym aspekcie naszego życia, w każdej czynności.
Wiek ma swoje prawa, ano ma i co z tego. Ma prawo też do seledynowej kiecki, do radości z pokonywania własnych barier, ma prawo do normalności i odrobiny szaleństwa.  Może ja za małolat jestem, żeby to zrozumieć, ale wiem jedno nie chce się zestarzeć w taki sposób. Nie chce moheru i szarych garsonek, jak będę miała ochotę i nie padnę ze śmiechu przed lustrem, to kupie seledynową kieckę i pójdę na spacer do parku, czy nawet na imprezę ( dansing, czy jakoś tak), bo zawsze chce mieć radość z tego, co robię.  O ile będę miała siły, to w wieku lat 70 będę szaleć na całego, co mi innego pozostanie. Wydam całą swoją emeryturę, tak skrzętnie składaną przez lata na same przyjemności. To se poszaleje haha
Aaaaa i będę ćwiczyć jogę, nawet do setki. Dzięki niej właśnie powstał ten  krótki post.
Namaste

niedziela, 6 lipca 2014

"Demonem" jestem na na na, "demonem" jestem

Uśmiałam się po pachy, gdy zaczęłam obserwować jak fala artykułów zaczęła szerzyć się w  Internecie,  po tym jak "światli" księża, egzorcyści wypowiedzieli się na temat demonicznego wpływu praktykowania jogi. Nie po raz pierwszy i nie ostatni na pewno zarzuca się nam, praktykującym jogę kult szatana czy tym podobne demoniczne działania.


Ten post nie będzie próbą tłumaczenia się przed "czarną mafią" ( czyt. księżmi, którzy bladego pojęcia nie mają o jodze). Będzie o tym co joga dać może lub jak może wpłynąć na takich ludzi jak ja. 
Jak stała się demonem autorka tego bloga? No jakim  demonem jest Empatia?
Pierwszy raz na macie stanęłam jakieś 6 lat temu, o ile mnie pamięć nie myli, bo być może mój umysł jest już opętany i pamięć zawodzi.
Zakładam, że nie jest tak z moją głową źle, zatem mogę twierdzić, że praktykuje od 6 lat. Jakoś tak.
Praktyka jogi obaliła moje wyobrażenie o sobie diametralnie. Początki z jogą były przerażające, jak ogień piekielny, ze sprawnej kobiety z małymi dolegliwościami kręgosłupa przez ćwiczenia jogi stałam się ciężkim klocem, który nie wie jakie doznania może nieść ciało, które zostało poruszone przez te wygibasy. Oj może. Każdy mięsień, każda mała cząstka mojego młodego ciała dała znać o sobie, gdy próbowałam wykonywać asany ( asany - pozycje jogi, takie wygibasy). Z czasem zauważyłam jakie zmiany niesie za sobą oddana praktyka jogi. Jeżeli chcecie wiedzieć o co chodzi, zapraszam na zajęcia, zapraszam na matę. W tym poście nie będę jeszcze wyjaśniać szczegółowo co to joga - egzorcyści wiedzą lepiej przecież :)
Nie będę Was, kochani zanudzać i przekonywać, niezliczoną ilością argumentów, do praktykowania jogi. 
Każdy jest "duży" lub za takiego się uważa, niech sam podejmie decyzję czy warto przyłączyć się do "demonów"


O mnie ma być , to będzie.
Jakim demonem jest Empatia, które praktykuje jogę, która jest nauczycielem jogi.
 Demon, o sprawnym ciele, który potrafi w 24h doby potrafi zrobić tyle co przeciętny egzorcysta robi normalnie w 36h - taaaa panuję perfekcyjnie nad czasem, umiem go planować. 
Emaptia - joginka potrafi dzielić się swoją energią z innymi, chce się nią dzielić, jeżeli tylko ktoś chce ją przyjąć - za darmo. Takiej promocji nie znajdziesz w Biedronce. Mała uwaga, dosyć istotna. Dzielenie się to nie wszystko, trzeba też umieć brać od innych.
To właśnie ludzie potrafią dać mi energię do działania, dzięki której budzi się we mnie demon z nieposkromionymi zapasami sił witalnych. Chce się żyć zwyczajnie. Oprócz energii joga uspokaja stargane życiem emocje, oj i to jak. Dzięki ćwiczeniom można wyrobić sobie umiejętność panowania nad "fochem" nad ( uwaga brzydkie słowo) "wkurwem", który potrafi dopaść nas z zaskoczenia.
Teraz coś dla Pań i Panów - joga odmładza. Mam Was!!! 
Ćwiczenia jogi niosą za sobą poważne konsekwencje, które wiążą się ze sprawniejszym ciałem, promienną cerą i przede wszystkim wielkimi wybałuszonymi oczami u osób, którym się w końcu odważysz i przyznasz do tego ile Ci wiosen stuknęło.
O jodze mogłabym pisać, bez końca. Na dziś wystarczy.
Czy jestem opętana przez szatana, demona czy jak to nazywają księża?
Nie mi to oceniać. Mogę jedynie uśmiechnąć się z pobłażliwością na takie zarzuty i współczuć, tym którzy potrafią wygłaszać takie opinie na ten temat. Pomodlić się za nich nie pomodlę przecież.
Mała uwaga do osób, które takie treści głoszą. Kościół ma przekonywać do siebie miłością do bliźniego, wierzącego czy też niewierzącego. Czy praktykujący jogę nie jest bliźnim, który zasługuje na takie miłosierdzie? Odpowiedzi szukajcie w głębi swojego sumienia. Walka z tym czego nie znacie, bo jakim cudem możecie  szczycić się wiedzą o jodze, skoro wystrzegacie się tego jak diabła, nie przysporzy Wam zaszczytów i chwały. W mojej opinii narażacie się na śmieszność i odstraszacie tym jak cholera. Bynajmniej mnie. 

Amen