wtorek, 15 lipca 2014

Oby poszło w cycki

D du..ach, a raczej w żołądkach, nam się poprzewracało ostatnio. Tak nam, mnie również, żeby nie było. Na myśli mam te wyrafinowane, orientalne, dziwaczne potrawy, które ostatnio można spotkać na naszych polskich stołach. Z różnych zakątków świata napływa wiedza o nowych kulturach, zwyczajach, a co za tym idzie o kuchni i smakołykach. Jemy coraz to dziwniejsze potrawy, których połowy składników nie jesteśmy w stanie nawet prawidłowo wymówić. Czy to dobrze?
Pewnie! Każdy powinien sięgać po wiedzę o kulturach, które jeszcze 15 lat temu mogliśmy oglądać tylko w National Geographic. Możemy i powinniśmy obcować z ludźmi, którzy są inni, niosą ze sobą inny styl życia, kulturę, sztukę, całe swoje jestestwo i oczywiście kuchnię. Co to będzie za kolejne 15 lat. Już widzę oczyma wyobraźni, jak damulki z tipsami będą w wielkim smakiem wcinać terminy w sosie własnym, które są przysmakiem wśród Afrykańskich plemion. Na specjalne okazje możemy się pokusić również o przepyszne mięsko. W Zambii na specjalne okazje podaje się myszy. Smacznego!

Powyższy wstęp miał pobudzić Waszą troskę, o to co mamy tu, in Poland. Wzbudzić wspomnienie o tym, czym karmiły nas nasze mamy, to co same jadły. Chleb, masełko, smalec, kluski, mleko, kasza, czasem trochę mięsiwa, wory ziemniaków i cała reszta, o której już zapomniałam, bo wolę np. greckie sałatki czy fasolę mung.


Udalo się? eeee nie ważne.

Wracając z pracy do domu, głodna jak wilk, zastanawiałam się czym uradować moje podniebienie.
Google.pl i blogi kulinarne podpowiadały potrawy, które zawierały te dziwaczne, nieznane mi składniki. W lodówce zastałam światło, więc mogłam liczyć tylko na swój geniusz i zrobić coś z niczego. I chyba wpadłam na genialny pomysł, pomysł zrealizowałam. Ten przejaw geniuszu, który zagościł na moim talerzyku wywołał miłe wspomnienia z dzieciństwa i zadumę. Uświadomiłam sobie, że ponad rok już nie wcinałam zwykłej kanapki z serem i miodem, która kiedyś była częstym gościem na moim stole. Bunia ( czyt. Mama Empatii) robiła przepyszne kanapki z miodem, chleb taki rumiany chrupiący i prawdziwe masło. Niebo w gębie. Nie będę Was zanudzać  moimi najbardziej ulubionymi potrawami z dzieciństwa, bo każdy pewnie ma takich mnóstwo. Chętnie o nich poczytam.
Ja się najadłam, a Wy jeżeli jesteście przed obiadkiem może skorzystacie z mojego „powrotu do dzieciństwa” i zrobicie sobie zwykłą kanapkę z serem i miodem.


Podaje przepis:
Składniki:
1)      Chleb – ja użyłam ciemnego pieczywa, jednej kromki
2)      Masło, bądź coś co masło przypomina
3)      Ser biały – twaróg – moja babcia robiła taki wlewając zważone, zsiadłe mleko w woreczek zrobiony                      pieluchy tetrowej
4)      Miodek – kocham spadziowy lub gryczany. Lekka goryczka przełamuje świetnie słodycz miodku


Wykonanie:
Kromkę chleba  posmaruj masełkiem, cienko, bo cholesterol i te inne, co nie pójdą w cycki. Na tak przygotowaną kromkę nakładamy twaróg, można go pokroić w plastry lub bachnąć kilka łyżeczek i przygnieść. Całość wykończyć łyżeczką, dwiema, a co będę sobie żałować, trzema łyżeczkami miodu.
Nie trzeba schładzać, nie trzeba odgrzewać, zapiekać, można od razu wcinać, a przy tym ukleić się miodem rozkosznie.

Smacznego!

PS. Macie jakieś swoje proste potrawy czy smaki z dzieciństwa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz