poniedziałek, 5 stycznia 2015

Budyń

Gdyby nie dzisiejsza sesja jogi byłabym już łysa. Tak łysa! Joga jednak czyni cuda, bo nadal mam kilka kłaków na głowie. Już wyjaśniam " o co mnie się rozchodzi".
 Ot, Empatia przed sesją jogi udała się w poszukiwaniu chleba, bo w domu to jedynie bułka tarta i może pół kg mąki gryczanej, a jutro święto i Młodą bym musiała paść kaszą jaglaną, bo tej Ci u nas dostatek. Młoda tej kaszy by mi już nie wybaczyła, bo przynajmniej raz w tygodniu, w porywach do pięciu jest kasza! Zatem w trosce o dziecko jadę szukać w mieście chleba. Godzina 19! W mieście, w którym można zliczyć 23 Biedronki, 11 Lidl'ów, 12 Stokrotek nie ma chleba!!! Do żabki, nie pójdę, bo tam chleb ble. W osiedlowym sklepie - chleba brak, w centrach handlowych dzikie tłumy, a mi się przecież spieszy na jogę. Jak ta głupia jeżdżę w poszukiwaniu chleba i poziom *wkurwa sięga zenitu. Chleba brak, będzie kasza. Wybacz Młoda! No dobra mam w domu chyba jeszcze ryż :) Kupuje zatem coś do ryżu, budyń się zapałętał nie wiem jakim cudem, bo budyniu nie jadam. Tak mnie skusiły maliny, które na opakowaniu były narysowane, że kupiłam chyba dla tych malin właśnie. Młoda będzie miała deser na osłodę po kaszy. Wychodzę ze sklepu pospiesznie i wpadam z jęzorem na brodzie do ściany płaczu* ( czyt. bankomat), bo w portfelu pusto, a ja zwyczajnie lubię mieć nieco gotówki przy sobie. Wypłacam 100 zł i zgodnie z przepisami ruchu drogowego zapierdzielam na zajęcia.

Wpadam do szkoły, a tam o dziwo pachnie chlebem! Wybawiona jestem! Yeah. Mój nauczyciel jogi czasami ma taki kaprys i piecze dla swoich uczniów chleb. Za symboliczną opłatą można się rozkoszować pysznym ciemnym, zdrowym chlebkiem.

Chlebuś

Kupuje! Wyciągam portfel, a tam pusto! No jak, przecież 100 wypłaciłam, to na chleb mnie stać. Wypłacić może wypłaciłam, ale "gupia" ci... z pośpiechu zostawiłam ją w bankomacie. By to szlag! Krew mnie zalała! Chleb dostałam na krechę, ale miałam ochotę sobie nakopać w cztery litery lub włosy z głowy powyrywać za to moje roztrzepanie. Tak należy mi się.
 Obiecałam sobie, że zaraz po jodze kopniaka sobie sprzedam, albo włosy ze łba powyrywam. Obiecanki, cacanki! Te 90 minut ćwiczeń zmieniło moje podejście o 180 stopni. Tą stówę na pewno wzięła sobie Pani, której w domu się nie przelewa. Pani, która ma troje, a może nawet czworo dzieci. Za tą stówę kupiła dzieciom kaszy, bo na co dzień u nich tylko ziemniaki i zsiadłe mleko. Do kaszy dołożyła jeszcze coś słodkiego dla dzieciaków, które ze słodyczy to jedynie cukier. Chleba przecież nie kupiła! Już oczami wyobraźni widziałam ich roześmiane buźki, gdy mama z zakupów wróciła. Odeszła mnie ochota na wyrywanie sobie włosów z głowy, na kopniaki w cztery litery. Mam chleb, mam budyń! Czego mi więcej do szczęścia potrzeba!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz