środa, 14 stycznia 2015

Hobbit - przegrana bitwa

Nie będę się tu bawić w recenzenta ekranizacji trzeciej części trylogii Tolkiena. Jest ich w sieci na tyle dużo, że po przeczytaniu kilku z nich można ten film znienawidzić lub w podskokach udać się na niego do kina. Każdy swój rozumek ma, niech sam decyduje.
Mnie Hobbit, no może nie sam Hobbit, przyprawił o palpitację serca i ogromnego nerwa. Oczywiście za sprawa mojej durnej,  dziecinnej natury, która czasem się objawia w momentach, których sama nie jestem w stanie przewidzieć. Ehhh
Przed każdym seansem są reklamy, morza reklam, godziny reklam, lata świetlne reklam. Cztery litery już Cię zaczynają piec w trakcie samych reklam, a co mowa wytrzymać jeszcze film. (PS. nie mam hemoroidów- to tylko nadpobudliwość:))
Reklamują wszystko: najnowsze smartphone, kremu przeciwzmarszczkowe, sieci handlowe, firmy sponsorujące, frytki, dywany, ubezpieczenia na życie -te głównie chyba przed horrorami, zabawki dla dzieci, zabawki dla dorosłych, szarlotkę, pokazują co będzie w kinie za rok, tydzień... stop!!! Wróć!
Szarlotka!!!
No masz, jak mogą być tak bezczelni i pokazywać moje ulubione ciasto. Jęzor na brodzie, ślina kapie na dywan niemalże. Ja chce szarlotki!!! Gdybym była z Bunią* w kinie pewnie bym zrobiła oczy Shreka i wieczorem w domu czekałaby na mnie cieplutka, pyszniutka, kruchutka szarlotka.  Nie ma Buni, nie ma szarlotki! Eee tak łatwo się nie poddam, proponuje zakład osóbce, która ma to szczęście siedzieć ze mną w tym nieszczęsnym kinie i jak widzę, też się zwija z nudów czekając, aż te pier... reklamy się skończą.
Zasady proste: każdy podaje czas w minutach, czas, przez który te reklamy będą jeszcze emitowane.
Wygrywa osoba, którą obstawi najbliżej. Stoper - czas start!!!
Na szali moja kruchutka, cieplutka, pyszniutka szarlotka, drugie obstawione ciasto to tort ( fuck) czekoladowy. Łaaa nie mogę przegrać, ja w swoim krótkim życiu nie splamiłam się zrobieniem żadnego tortu. Przecież to tuczące, ciężkie, niezdrowe!!! Szarlotka musi wygrać!!!
Nigdy tak szybko mi reklamy w kinie nie zleciały, nigdy tak nie błagałam o jeszcze kolejną i kolejną. Jak opętana! Opętana byłam, już czułam zapach cynamonu, już prawie poczułam smak mojej ukochanej szarlotki.

Tort czekoladowy by Empatia

Niestety pech chciał, że przegrałam z kretesem, o całe 4 minuty. Masz babo placek, masz tort czekoladowy. Nie mogłam się z tym pogodzić przez cały czas trwania filmu, no ale przegrywać też trzeba umieć. Trza zakasać rękawy i upichcić to przeklęte ciasto.
Jakimś cudem się udało, jakimś cudem Ci co jedli twierdzili, że pyszne.
Pisze ten post kilka dni post factum i informuję, że osoby konsumujące tort czekoladowy w wykonaniu Empatii żyją i mają się dobrze - ufff, a Wam polecam zabawę liczenie reklam - czas  emisji przeklętych reklam mija szybko, chociaż nie zawsze przyjemnie :)

Ściskam czekoladowo!

PS. Bunia - Mama Empatii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz