Zazwyczaj zdajemy się na własny intelekt, wyczucie lub tak, jak ja dzisiaj na ornitologa ( w wolnym tłumaczeniu- speca, który wesprze nad swoją wiedzą w momencie, gdy nie możemy samodzielnie sobie z czymś poradzić)
Ja dziś takiego ornitologa spotkałam na swojej drodze, a dokładniej na stacji benzynowej.
Wybiegam z pracy z jęzorem na brodzie. Młodą odebrać ze szkoły, zakupy zrobić, tamto i owamto...czas, czas, czas. ... Jak zwykle w takich sytuacjach moja Renia ( o Reni było już tu i tu) musi mnie zawieźć. Tym razem jest to odwieczny problem z uciekającym z koła powietrzem i moim brakiem czasu żeby to naprawić, a raczej pojechać do mechanika, czy innego pana od pompowania - kół oczywiście.
Biegusiem na stacje. Nie raz pompowałam, napompuje i teraz. Na kompresorze wybieram odpowiednią ilość barów- ma się tą wiedzę- podłączam wężyk do wentylka, czy jak mu tam i czekam. Czekam, czekam, czekam... Nosz kurde- zepsute czy co? Nie pompuje. Już mnie trzęsie, bo przez to badziewie uciekają cenne minuty mojego czasu.
Miałam już zrezygnować i jechać gdzie indziej szukać kompresora, gdy usłyszałam krzyk z drugiego końca stacji.
"Dotknie Pani ptaszka!!!!" - przystojny, starszy pan w długim płaszczu, a zboczony. Zamurowało mnie i patrzę dalej. Ten w moją stronę z tym samym krzykiem na ustach, w tym płaszczu.
"Ptaszka, proszę dotknąć ptaszka!!!"
Widno jest, ludzi na stacji pełno, ja w reku trzymam wąż od kompresora - nie jest źle, uduszę jak odchyli płaszcz :)
Pan w płaszczu oczywiście miał na myśli "ptaszka" na wyświetlaczu kompresora, bez którego urządzenie się nie uruchamia. Wszystko grzecznie mi pokazał i pomógł w pompowaniu, za co mu serdecznie podziękowałam, w myślach przeprosiłam. Dzięki niemu wiem, że nie taki ptaszek straszny....a wystarczyło przeczytać instrukcje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz