niedziela, 29 czerwca 2014

Surykatka do szczepienia

Kolejna przygoda z serii " podróże do Częstochowy".
Wiecie jak wygląda Surykatka? Takie słodkie zwierzątko, które staje na tylnych łapkach, żeby wypatrywać zbliżającego się niebezpieczeństwa i przez to chroni swoje stado. Zwierzątko niezmiernie urocze, płochliwe, ale jakież odpowiedzialne. Jadąc na ostatni przed wakacjami zjazd na uczelni miałam okazję obserwować surykatkę- człowieka i doszłam do wniosku, że jeżeli surykatka - zwierzątko jest pod ochroną (nie wiem czy jest) to surykatka- człowiek na to za cholerę nie zasługuje. Spotkanie wściekłej surykatki ( tak będę nazywać tą Panią) już od początku zwiastowało ciekawą podróż.
                                          



Stoję w kolejce, żeby wsiąść do busa, a Wściekła Surykatka przepycha
się " na chama", bo niby ona czeka na przystanku od 5 rano i ma takie prawo, żeby wsiadać pierwsza.  Hello kobieto, czy ktoś Ci zabronił przeczytać na bilecie, że odjazd jest planowany na 5:45. Miałabyś czas żeby rozsmarować sobie krem Nivea, którym jesteś tak solidnie wymazana na buzi, że przez tydzień Ci się to nie wchłonie.  Co tam krem, czepiam się. 
Wściekła Surykatka wsiadła niczym królowa - ruszamy.
Małym szczegółem było to, że kierowca,  swoją drogą starszy,  miły Pan,  uruchomił nawigację,  która głośno wydawała komendy typu " skręć w prawo", " za 500 metrów na rondzie jedź prosto, drugi zjazd". Mały szczegół,  ale kto teraz jeździ bez nawigacji. Jak się potem okazało,  to nie był mały szczegół,  oj nie był.
Kierowca korzystał z nawigacji,  bo po pierwsze:
pierwszy raz w życiu jechał do Częstochowy,  a po drugie za cholerę nie rozróżniał stron. Skręć w prawo jako komunikat był dla niego zrozumiały tylko,  gdy widział to na mapce. W formie głosowej, to było mniej więcej to samo co dla mnie instrukcja obsługi w języku chińskim.
Dziwna przypadłość.
Wracając do Wściekłej Surykatki.
Panią irytowało wszystko. Od słońca, które świeciło przez szybę rozkosznie, po piosenkę,  która akurat leciała w radio. Jak można było się zorientować była i jest zagorzałą katoliczką, która jechała do Częstochowy w celu oddania się pogłębionej modlitwie.
Szkoda tylko, że oznajmiła głośno o swoich niecnych zamiarach wobec swojej koleżanki,  która nieprecyzyjnie udzieliła jej informacji dotyczącej peronu, pod który będzie podjeżdżał bus.
"Zabije małpę, zabije!!!!"           
Wściekła Surykatko przypominam o szóstym przykazaniu w Dekalogu: "Nie zabijaj".
Jedziemy w kierunku, który wyznacza nawigacja.  Wściekła Surykatka z każdą pretensją w głosie podnosi się, kładzie swoje łapki na oparciu krzesła i nosowym głosem,  którego osobiście nie znoszę,  wyraża swoje niezadowolenie. Ilość przysiadów do samej Częstochowy - porażająca.  Pogratulować kondycji.
W samej Częstochowie przeszła samą siebie, bo oczywiście kierowca się zgubił i nie mógł dojechać na miejsce. Godzinne krążenie po mieście w poszukiwaniu dworca u każdego wywołało poruszenie, ale to co robila  Wściekła Surykatka to już był szczyt szczytów.  Częstotliwość przysiadów wzrosła do 20 na minutę.  Z każdym podniesieniem się wydawała przeraźliwie komunikaty typu " Niech mnie Pan natychmiast wypuści" "Spóźniam się właśnie na mszę"  itp.itd
Kierowca zdenerwowany sytuacja, a ta piszczy jak opętana. Miałam ochotę ja ogłuszyć. Jako empatia, mimo że nie jestem praktykującym katolikiem, wiedziałam,  że byłoby to złe.
Dojechaliśmy!!!
Kierowca nas, pasażerów przeprosił.  Każdy starał się wykazał się zrozumieniem i życzył mu szczęśliwego powrotu do domu. Tylko Wściekła Surykatka rzuciła hasło, że to było niedopuszczalne i pobiegła oddać się modlitwie.      
Ja  - Was katolików,  którzy jeżdżą do Częstochowy, proszę o minimum ogłady i szczyptę świadectwa wiary, z którą tak się potraficie obnosić. To jest zwyczajnie ludzkie i nie kosztuje zbyt wiele wysiłku, a Wam nie przysporzy hańby. Tyle ode mnie.        
Oczywiście proszę tylko tych, którzy są niczym Wściekła Surykatka,  którą miałam okazję spotkać w busie.  Do reszty nic nie mam.

Pozdrawiam wszystkich ciepło z busa, którym wracam właśnie z Częstochowy.
Pozdrawiam i proszę o modlitwę czy jak kto woli o trzymanie kciuków.
Wracam z tym samym kierowcą!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz